Jak co miesiąc poszłam do fryzjera podciąć
końcówki. Tym razem zastanawiałam się, czy zmienić może fryzurę. W
kieszeni miałam już odliczoną kasę. Fryzjerka mnie zna i zawsze dobrze
doradzi. Zazwyczaj nie ma tam kolejki. Dzisiaj jak weszłam do środka,
zauważyłam chłopaka o czarnych włosach na żelu, który zastanawiał się
patrząc do katalogu nad wyborem fryzury.
-Poproszę podciąć włosy, tak z około 10 cm. - postanowiłam. Miałam długie szatynowe kręcone włosy. Po obcięciu sięgały mi do ramion.Chłopak czekał na swoją kolej. Gdy wstałam z fotela fryzjerskiego on popatrzył się na mnie z ciekawością w oczach i poruszył śmiesznie brwiami. Jak już wyszłam z salonu, powstrzymywałam się od wybuchnięcia śmiechem. ~już wiem, że gdy nastaną mnie złe dni, będę pocieszała się tymi ciemnymi brwiami~ myślałam.
Obraz brwi został mi w głowie do końca dnia.
*dwa dni później*
Mama wróciła z pracy. Była bardzo zmęczona i kazała mi pójść do sklepu po zakupy.
Poszłam do tego sklepu z łaski. Nie chciało mi się w ogóle wstawać z kanapy. Oczywiście mama dała mi listę niekończących się zakupów. Ze sklepu do domu miałam spory kawałek, ale to nie wszystko, gdy wracałam zaczęło lać jak z cebra. ~no trudno muszę sobie poradzić~ wracałam do domu z czterema wielkimi reklamówkami jedzenia i innych bzdur.
Byłam w połowie drogi, gdy zerwała mi się jedna z reklamówek i to akurat ta ze szkłem.
-Szlak! - krzyknęłam. Byłam cało mokra i z ziębiona. Usiadłam na ławkę i powiedziałam:
-Gorzej już być nie może - i wtedy ktoś zepchnął mnie z ławki prosto w błoto. Jak w stałam to już tylko widziałam dwóch chłopców uciekających z jedną z moich toreb.
Buty już mi przemokły. Byłam wściekła, że dałam się namówić na te głupie wyjście. Zabrałam ostatnie dwa bagaże i szłam przez park. W pewnym momencie szedł na przeciwko mnie jakiś chłopak z wielki parasolem. Było tak ciemno, że nie widziałam twarzy. Gdy przechodził koło mnie zaczął się śmiać:
-Może ci jakoś pomóc? - zapytał.
-Nie dzięki. - i zerwała się kolejna reklamówka. Już nie miałam sił na to wszystko i rozpłakałam się.
-Chodź, pomogę ci. - powiedział stanowczo.
*na klatce*
Zapaliłam światło i dopiero wtedy spostrzegłam, że to chłopak od brwi. Przypomniała mi się ta scena z ich ruchem i zaczęłam się śmiać.
-Z czego się śmiejesz? - zapytał.
-Nie, nie. Z niczego... - starałam się uspokoić.
-Dobrze pechowcu... Jestem Zayn - teraz on śmiał się ze mnie.
-Ha ha ha. A ja jestem (T.I) - przedstawiłam się. - Chcesz wejść? - zaproponowałam z grzeczności.
-Z chęcią - nie krępował się.
Wszedł tak po prostu, zdjął buty i kierował się ku mojej mamie.
-Dobry wieczór - przywitał się.
-Dobry wieczór - powiedziała jakby nigdy nic. Było to dla mnie trochę dziwne, bo nie wypytywała się kto to jest i w ogóle.
Popatrzyłam na zegarek. Była godzina dwudziesta druga. Jeszcze bardziej się zdziwiłam, bo nie okrzyczała mnie, że tak późno wracam.
-Upiekłam babeczki. Macie może ochotę? - powiedziała mama. Byłam już całkowicie zakłopotana.
-Nie dziękujemy - odpowiedziałam.
Usiedliśmy w stołowym na mojej kochanej kanapie. Zayn opowiedział, że widział mnie już wcześniej lecz chciał zobaczyć jak sobie poradzę.
-I nie uratowałeś mnie przed tymi złodziejami? - zapytałam oburzona, lecz śmiejąc się.
-Wiesz... Jutro przyniosę ci te zakupy.
-Co?... - już nie wiedziałam o co chodzi.
-No wiesz... Jak to powiedzieć... - jąkał się - to byli moi kumple Niall i Louis - powiedział z prędkością światła. Byłam zaskoczona. Wzięłam pierwszą lepszą poduszkę i okładałam go ciosami.
Zaraz później przyszła rozbawiona mama z babeczkami:
-Częstujcie się.
Zayn wziął jedną i wstał.
-Muszę już lecieć. A ... mogę wziąć kilka babeczek dla Nialla ? - rzuciłam w niego poduszką.
-Nie dość, że na mnie napadli to jeszcze mają dostać darmowe jedzenie? - śmiałam się - Dobra weź i pozdrów ich ode mnie.
*następny dzień*
Zapukał ktoś do drzwi. Poszłam otworzyć. Stało tam dwóch chłopaków i Zayn. Blondyn trzymał moją reklamówek, ten Drugi i Zayn trzymali tort z napisem Przepraszamy.
-Oszaleliście? - zapytałam śmiejąc się.
-My nie, ale on tak - Powiedzieli chórkiem chłopcy wskazując na Zayna.
Wpuściłam ich do środka i zapoznałam się ze złodziejami. Poszłam do kuchni, by rozpakować reklamówkę, nie było moich ulubionych ciasteczek i coca-coli. Ledwie co otworzyłam usta, by o to zapytać, a już słyszałam dźwięk zamykających się drzwi. Wróciłam do salonu i nie było ani chłopców, ani połowy tortu. Za to do poduszki był przyczepiony numer telefonu. ~co on jeszcze wymyśli~ zastanawiałam się.
*po miesiącu spotykania się z Zaynem*
-Dobra przyjdę. Ale bez twoich kolegów. -powiedziałam poważnie do słuchawki.
-Dziękuje. Mam dla ciebie niespodziankę. - powiedział i rozłączył się.
Przebrałam się i poszłam pod kino, tam gdzie umówiłam się z Zaynem. Czekałam na niego i oczywiście nie przyszedł. Podszedł do mnie ochroniarz i zapytał czy nazywam się (T.I. i N.).
-Tak. - przytaknęłam.
-To dla ciebie. Zostawił to pewien chłopak. - dał mi karteczkę z napisem ,, Idź 550 kroków na wchód " - To jakieś żarty? -powiedziałam. Dobra, w końcu poszłam te ponad pół kilometra i stanęłam. Podszedł do mnie mały murzynek, dał karteczkę i uciekł. Napisane tam było ,, Wejdź do klatki i wejdź dach '' . Okej. Na sam początek powiem mu żeby uważał na powtórzenia przy układaniu zdań.
Weszłam na dach i zobaczyłam drużkę usypaną różami, która prowadziła do pięknie przygotowanego stoliku. Zrobiłam chyba z dwa kroki w kierunku niego i ktoś od tyłu zakrył mi oczy. Pierwsza myśl to Zayn. Tak to był on, ale co zamierzał?...
-Witaj - powiedział tajemniczo.
-Hej
Spędziliśmy genialnie ten wieczór. Po zachodzie słońca odprowadził mnie do domu i na pożegnanie pocałował w policzek.